Artykuły
Szkolenia Gdańsk? Warszawa? Kraków? Trener bierze wszystko, czyli o życiu w podróży
Jednym z nieodłącznych elementów pracy zawodowej trenera biznesu jest podróżowanie. Nie ważne, czy prowadzisz swoją firmę szkoleniową i pozyskujesz klientów z całego rynku, czy jesteś trenerem wewnętrznym dla większej/mniejszej firmy i jeździsz po regionach, w których firma prowadzi działalność – podróżujesz. Bywa, że podróżowanie po Polsce jest ekscytujące i dostarcza wielu niesamowitych wspomnień, innym razem skutecznie psuje Ci nastrój. O życiu w podróży można powiedzieć na pewno jedną bardzo ważną rzecz – trzeba się do tego przyzwyczaić, a na początku wcale może nie być łatwo.
Kiedy zaczynasz pracę jako trener biznesu, prędzej czy później zaczniesz podróżować. Na początku ciężko jest Ci się do tego przyzwyczaić, a jeszcze trudniej przyzwyczaić do tego Twoim domownikom. Byłeś na miejscu, zawsze pod ręką kiedy zaszła potrzeba, a teraz Ciągle wyjeżdżasz. To nic, że są okresy w których jesteś w domu całymi tygodniami, bo gdzieś z tyłu głowy istnieje świadomość, że za chwilę zacznie się znów etap podróżowania, objazdu po regionach czy zleceń gdzieś w Polsce…ot taka specyficzna sinusoida. Najciekawsze jest to, że prawo Murphy’ego działa w taki sposób, że krytyczne sytuacje w domu dzieją się ZAWSZE wtedy kiedy Ty wyjeżdżasz i Twój partner/partnerka musi radzić sobie z nimi samodzielnie. Pamiętam, że w samym 2016 roku miałem co najmniej 4 krytyczne sytuacje w domu – każda z nich wydarzyła się w momencie, kiedy byłem 500-700 kilometrów od domu. Tak to już chyba w życiu trenera jest – musisz być świadomy co bierzesz na barki, kiedy decydujesz się na życie z prowadzenia szkoleń dla firm.
Są jednak co najmniej dwie, niewątpliwe zalety życia w podróży. Pierwsza – jeśli jakiś znajomy zapyta Cię czy nie znasz aby dobrego hotelu w takim a takim miejscu, to ZAWSZE odpowiesz na pytanie twierdząco! Ileż to moi znajomi nasłuchali się na hotelach w których warto / nie warto spać ze względu na warunki w nich panujące. Czasem czuję się jak taki Gordon Ramsey polskiego hotelarstwa. Po prostu wchodzę do hotelu i już wiem jaka noc mnie czeka. Chyba mógłbym zacząć pisać bloga recenzującego hotele, gdybym miał tylko na to czas :-)
Druga niewątpliwa zaleta podróżowania (zakładając, że na miejsca szkoleń docierasz samochodem) to czas na czytanie książek (sic!) , a właściwie na słuchanie audiobooków! Jaki to niesamowity wynalazek! W ciągu normalnego dnia pracy na miejscu, często zdarza się, że znajduję sobie inne rzeczy do roboty niż czytanie – w końcu zawsze znajdzie się coś ważniejszego. Zupełnie inaczej jednak jest, kiedy masz przed sobą perspektywę 3, 6 albo 9 godzin spędzonych w samochodzie. Jedziesz, jedziesz i chłoniesz tekst lektury czytany przez lektora – to jest dopiero mistrzostwo w dysponowaniu swoim czasem prawda? Przyjemne z pożytecznym! Dzięki audiobookom mogę pochwalić się dumną liczbą 4 książek w miesiącu co daje nam wynik 48 pozycji w ciągu roku! Przyznam szczerze, że nie pamiętam, abym tyle czytał w momencie, kiedy nie musiałem jeździć po Polsce.
Czasem podróżowanie nie jest jednak wcale przyjemne – szczególnie w zimę, kiedy warunki pogodowe są bardzo kiepskie. Pamiętam jak kiedyś jadąc z Zielonej Góry do Krakowa, utknąłem na 4 godziny w bezruchu na autostradzie A4 z powodu korka spowodowanego przez uszkodzoną ciężarówkę. Sytuacja była dość krytyczna zważywszy na fakt, że w baku szybko zaczęło kończyć się paliwo i ogrzewanie. Innym razem jadąc (tym razem pociągiem) z Krakowa do Gdańska, pociąg zatrzymał się w środku zimy na jakimś szczerym polu z powodu zerwanej trakcji elektrycznej. Pamiętam, że wysiadło wtedy ogrzewanie, a załoga PKP zaczęła rozdawać za darmo pasażerom gorącą herbatę – najgorsze było to, że nawet nie było możliwości, aby gdziekolwiek uciec. Innym razem pociąg, w którym miałem okazję jechać z Gdańska do Włocławka, został zatrzymany przez policję, ponieważ na tory rzucił się samobójca, co zaskutkowało kilkoma solidnymi godzinami postoju. Nie zapomnę również sytuacji kiedy raz wracając samochodem z Pszczyny (Śląsk) do Gdańska, zostałem zaatakowany przez jakiegoś agresywnego łysego ubranego w dres, sympatycznego Pana, który nagle zajechał mi drogę, wysiadł z samochodu i zaczął z wyciągniętymi pięściami iść w moim kierunku – całe szczęście, że w Corsach całkiem szybko da się wrzucić wsteczny bieg. Sytuacji takich mógłbym przytaczać sporo – podróżowanie jak widzicie ma swoje zaleto oraz czasem przykre okoliczności.
Nieważne jednak gdzie bym nie jechał – zawsze mam poczucie, że nie mogę doczekać się powrotu do domu. Do tego co znane i moje - do mojego małego świata w którym czeka na mnie moja Blondynka, dwa psy i denerwujący sąsiad na osiedlu obok. Bo tylko powroty zaspokajają najbardziej podstawową potrzebę człowieka – potrzebę bezpieczeństwa…a tylko ona daje energię do nowych działań i podejmowania wyzwań w życiu.
A może Wy macie jakieś swoje opowieści z podróży – niecodzienne albo mrożące krew w żyłach? Jestem bardzo ciekawy! Piszcie w komentarzach!